poniedziałek, 31 stycznia 2011

Stretegia zarządzania.

Późna popołudniowa kawa, przy powoli już schodzącym z nieboskłonu toskańskim słońcu, była chwilą, na którą czekałem cały dzień. Po dniu wypełnionym turystycznymi  zajęciami a przed wieczorną toskańską biesiadą, był to ten czas, kiedy można było pozwolić sobie na cudowne „nic nierobienie”. Owo „nierobienie” mijało na czytaniu, podziwianiu widoku z tarasu, a także na obserwowaniu naszego gospodarza. Dla niego to był czas, kiedy opuszczał kuchnię, gdzie wszystko już było doprawione i przygotowane na kolację i zaczynał swój jogging. Nie był to jednak taki klasyczny bieg jaki  ja, jako biegacz amator uprawiam, biegając po parkach i alejach.
On bardzo powoli truchtał po całej posiadłości, podbiegając do każdego domu, w którym mieszkali goście i pytał: Czy wszystko jest OK ? Jak się mamy? Czy czegoś nam nie trzeba? Czasem przystawał i pytał co robiliśmy, jakie mamy plany, co to za muzyka dobiega z mojego komputera? Każdego dnia biegał i rozmawiał z nami  przy okazji podnosząc papierki i dokonując inspekcji terenu.

    Zapytałem go jednego dnia o ten jego bieg. Z wrodzonym sobie uśmiechem i przymrużeniem oka powiedział mi, że to taki jego codzienny sposób by dbać o linię. Potem już bardziej serio dodał, że to najważniejsza chwila jego dnia pracy. Chce bowiem by goście  mieszkający u niego wiedzieli, że jest gospodarz, który codziennie się o nich troszczy i każdego dnia mogą z nim porozmawiać. Dzięki temu lepiej odpoczywają- rzucił na koniec.
Obrazek biegającego gospodarza powrócił do mnie, gdy na szkoleniu usłyszałem dwie historie na temat zachowań szefów. W jednej z nich koleżanka mówiła o tym, że jej szef jest tak zajęty swoimi sprawami, że rozmawia z nimi tylko kiedy „coś się pali”. Na co druga opowiedziała o swoim szefie, który ma zwyczaj „stania nad ludźmi” i permanentnego patrzenia im na ręce. Natychmiast wywołało to dyskusję, który szef jest lepszy lub gorszy i kto w związku z tym ma lepiej lub gorzej. Oczywiście problem ten im dłużej dyskutowany tym mniejsze szanse rokował na rozstrzygnięcie. Nie ma bowiem jednego wzorca zachowań pożądanych, który moglibyśmy wręczyć przełożonym do zastosowania.

   Od truchtającego Włocha pozwolę sobie zaproponować codzienne troszczenie się o swoich gości ( czytaj: pracowników), tak by wiedzieli, że jest gospodarz, który im subtelnie towarzyszy.  Nie przeszkadza w wypoczynku ( czytaj: w pracy), ale zawsze służy radą, pomocą i dobrym słowem. Dla szefa ta codzienna „rutyna” ma szanse przekuć się w zaufanie, szacunek i zaangażowanie pracowników. To nic innego jak działanie w II ćwiartce  Covey’a, a więc w ramach rzeczy Ważnych i Niepilnych.( zapraszam do lektury S.Covey "7 nawyków skutecznego działania')
 Wśród wielu strategii zarządzania ta mogłaby mieć nazwę: „Zarządzanie przez truchtanie”.
Może być na początek naszego budowania kanonów szefowania?
 Zapraszając szefów do truchtania udam się teraz na popołudniową kawę.