czwartek, 21 kwietnia 2011

"Czy to już zawał?"

Haruki Murakami napisał książkę " O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu", którą Wam serdecznie polecam. Ja dziś napiszę  o czym myślałem podczas niedzielnego Cracovia Maratonu. . Będzie to zapis części myśli, które przebiegły przez moją głowę podczas4 godzin i 6 minut z sekundami.
Swego czasu mój kolega, gdy usłyszał, że przebiegłem maraton najpierw mi pogratulował, a potem stwierdził, że on sam nie dałby rady zostać ze swoimi myślami sam na sam przez 4 godziny.  Maraton biegnie się przede wszystkim w głowie, dopiero później nogami.
Myśli pojawiają się nagle, bez zapowiedzi, bez żadnego porządku, logiki, chronologii. Jeśli zaplanowałeś sobie przemyślenie czegoś istotnego podczas biegu, to masz na to czas pomiędzy 8 a 12 może 15 km. Na początku jesteś zbyt podekscytowany startem, tłumem, kibicami,a te 4 km po 40 minutach biegu są chwilą kiedy już się rozgrzałeś, zaadoptowałeś do warunków i nie czujesz jeszcze zmęczenia. Nie znam jednak osobiście nikogo, kto wymyśliłby coś wielkiego podczas maratonu. 
Ale wracam do Krakowa.
No to gotowy, do startu.... , ale zanim START
 " muszę się dobrze rozgrzać, nie zapomnij o Achillesach", " Jaka kolejka!! Tylko tyle TOI TOI na 4500 ludzi!", "Uf! Udało się! O kurcze za minutę startujemy, mam wszystko co mi będzie potrzebne: żele, pulsometr, gdzie gość z balonikiem na 4 godziny?"
Jak widzicie przed startem moje myśli nie były wyrafinowane i raczej ambitny dialog mógłby nam się nie udać.

3,2,1 START...
" Jeszcze nie przekroczyłem linii mety a CI z przodu są w połowie pętli wokół Błoni, wow!", " taka wielka łąka w środku miasta, niewiarygodne!" ( to o wspomnianych już Krakowskich Błoniach)
6 km wbiegamy na Rynek
" chłopaki zostali po imprezie" to na widok grupy głośno dopingujących panów, których stan wskazywał, że nie kładli się tej nocy do łóżka "jednak cały świat przyjeżdża do Krakowa...ale ciasno w tych uliczkach.. kto planował bieg takiej masy ludzi przez bramy wokół rynku?" 
Tak przy okazji, trasa była za wąska na całej długości. Rozumiem minimalizowanie trudności komunikacyjnych w mieście, ale jeśli miasto decyduje się na taką imprezę to powinno zadbać przez tych kilka godzin o jej uczestników.
8 km- " miałem zjeść żel, ale czuję się dobrze... trzymaj się planu, masz jeść to jedz!" 
Poza tym, że maraton biega się w głowie to musicie jeszcze wiedzieć, że to zawody w jedzeniu i piciu, przynajmniej dla tzw. amatorów. 
"zjeść banany? nie koniecznie, ostatnio....trzeba uzupełnić płyny, pamiętaj na każdym punkcie pij choć trochę.." 
I tak  mija czas w rytmie oddechu, stawianych kroków i posiłków. 
Teraz myśli pojawiają się w odpowiedzi na mijane miejsca.
10 km wbiegamy nad Wisłę. " Ładnie tu... maja szczęście Krakusy, jest gdzie pójść na spacer", gdy będę wracał i będzie to 35 km to pomyślę "...cholera, zamoczę nogi w rzece, to może będzie mi lepiej", ale do tego jeszcze dobiegniemy.
15 km mijamycentrum handlowe i ludzi, którzy nie mogą zrobić niedzielnych zakupów, bo my biegniemy.
" Ale nas muszą przeklinać!", " Postoją trochę... ostatni dotrą tu za godzinę". Po chwili mija nas czołówka "oni już wracają? ... o! jest Polak, pierwsza kobieta... ale zasuwają!!"

20 km "nieźle się czuję.. spoko czas.. jesteśmy zgodnie z planem... najpierw coś zjem, potem woda i energetyk na punkcie odżywiania... pamiętaj popij go wodą, bo będzie ci za słodko"- mój wewnętrzny monolog.
Wbiegamy do Nowej Huty. ".. w końcu kawałek szerszej drogi...geniusz socrealizmu...co Ci goście wyprawiają od rana... coś mi puls podskoczył.... słońce wyszło, trudno... o! żel energetyczny zaczął działać!...woda będzie na 25 czy 27?

30 km- "witamy na terytorium wroga... teraz dopiero zaczyna się maraton....puls ciągle za wysoki..trochę zwolnię... albo jeszcze trochę, zobaczymy co będzie... o kurcze, podbieg.. jak dobrze, że z górki".
W przeciwnym kierunku biegną ostatni zawodnicy "... brawo, dawajcie, trzymajcie się... sam się trzymaj chłopie..."
33 km "...coś nie tak z nogami, muszę zwolnić... dlaczego nogi mi puchną?...puls ciągle wariuje... podobno przed zawałem człowiekowi puchną nogi a potem robi się ciemno przed oczami.... ale masakra!!... spokojnie, przejdź się kawałek... uf! puls spada, dam radę... no, nie znowu nogi puchną... kiedy będzie woda...jeszcze tylko...", myśl o skoku do wody.
Jak widać ten fragment poświęcony jest walce o życie, motywacji i pokonywaniu bólu. 

38 km wbiegam na Błonie "... jeszcze tylko jedna pętla i meta...o rany ci już kończą!... znowu nogi mi puchną... jak dobiegnę to... już nie uda mi się złamać 4 godzin...no ładnie, niektórzy już piwo piją... kur...daleko jeszcze... o! jest mój finiszer... dam radę..."
41 km "... to już... dawaj chłopaku.... nie ma tablicy z 42 km.... ostatnia prosta... wyprzedź jeszcze tych ludzi...500m do mety!! ... Jezu jak to daleko te 500 m!!... JEST!"

Przez kilka kolejnych minut nie myślałem o niczym, przynajmniej nic nie mogę sobie przypomnieć do czasu "muszę zdjąć buty".
Tak to właśnie wyglądało z mojej perspektywy. Najprostsze rzeczy, odczuwane emocje, podstawowe potrzeby, krajobrazy i ludzie, tylko tyle i aż tyle. 
Oczywiście bieganie maratonów to znacznie więcej.  Są one dla mnie swego rodzaju metaforą życia, osiągania celów,przełamywania własnych słabości,  ale o tym myślę do 2 dni przed startem i po 2 dniach za metą. Mam nadzieję, że będzie okazja do tego wrócić.

Tymczasem 3 dni po biegu, już czekam na kolejny start. W końcu celem jest ... osiągniecie tego co zaplanowałem.

Pozdrawiam i miłego świętowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz